Zaziębienie
Idąc do pracy zmarzliście, bo źle oceniliście pogodę, gdy wychodziliście z domu. W dodatku ta ulewa. Zaziębienie pewne. Zaziębienie jest infekcją wirusową, tak jak grypa czy covid. To od czego zaraziliście się tymi wirusami? Od deszczu?
Zaziębienie jest powodowane przez około 300 gatunków różnych wirusów z czego 60 z nich to koronawirusy.
Nie musimy się nimi zarażać, bo je mamy w sobie cały czas. Tyle, że temperatura 36,6 stopni, to dla wirusów za dużo i nie są one w stanie efektywnie rozmnażać się. Wirusy lubią niższe temperatury. Jeśli więc zmarzniemy i nawet choćby lokalnie temperatura obniży się, na przykład w gardle o parę stopni, to wirusy zaczynają się tam mnożyć bez opamiętania. Kilka minut wystarczy, bo zobaczmy:
Człowiek rodzi się i upływa 15 lat zanim jest zdolny do tego by mieć dzieci. Bakteria Escherichia Coli potrzebuje 20 minut, by osiągnąć zdolność do rozrodu. A u wirusa może to być nawet 5 sekund.
Czyli z jednego wirusa po 5 sekundach mamy 2 wirusy, po 10 – 4, po 15 – 8, po 20 – 16. A po 50 sekundach 1024. Sprawdźcie!
Po jednej minucie i 40 sekundach z jednego wirusa możemy mieć ponad milion jego potomków.
I to tyle. Potem przez tydzień musimy zmuszać wirusy do opamiętania się. Ale nie bądźmy na nie źli, bo my normalnie żyjemy z nimi w symbiozie. One pomagają nam w walce z codziennymi bakteriami, które atakują nas zewsząd.
Ile czasu trwa piorun
Wracamy z pracy, a tu burza. Błysk trwający ułamek sekundy, potem chwilka ciszy, a za chwilę huk trwający nawet kilkanaście sekund. No to ile czasu trwa piorun? Ułamek sekundy czy kilkanaście sekund?
Sprawa jest prosta. Chmury burzowe znajdują się przeważnie na wysokości ponad 10 km, ale tam jest powietrze bardzo rozrzedzone i słabo przewodzi dźwięk.
Samo wyładowanie, czyli przepływ ładunku z chmury do ziemi trwa maleńki ułamek sekundy. Powiedzmy, że nasz piorun został zapoczątkowany na wysokości 10 km i uderzył 300 metrów od nas.
Dźwięk przebywa niewiele ponad 300 metrów w czasie jednej sekundy. Wobec tego widzimy błysk. Jedna sekunda przerwy, a po niej słyszymy, jak piorun uderza w ziemię. A potem słyszymy coraz wcześniejsze fragmenty jego drogi przez atmosferę, a dopiero po 30 sekundach słyszymy jego początek. Widzimy więc piorun normalnie, ale słyszymy go od końca, czyli na początku jak uderzył w ziemię a na końcu jak ruszał z chmury.
Nasz wzrok bezczelnie kłamie
Chodzimy do pracy, do szkoły, na spotkania, bawimy się, pijemy. Codzienna gonitwa. Nie zauważamy, że czasem coś wokół nas jest nie tak. Ale nie mamy czasu, więc uznajemy, że tak ma być i już.
A może warto czasem przystanąć na chwilę, zastanowić się i zapytać „dlaczego”, dlaczego tak jest?
Wstajemy rano i jadąc o świcie do pracy widzimy ogromny księżyc, bo akurat jest pełnia i księżyc jest tuż nad horyzontem. Parę godzin potem, kiedy wspiął się już na czubek nieba jest całkiem mały, jak zwykle. Ale dlaczego tak jest? Przecież jak wschodzi, to jest o promień Ziemi dalej, niż wtedy, gdy jest w zenicie, więc powinien być raczej mniejszy, a jest większy. Narysujcie to sobie i zobaczycie, że mam rację.
Na razie spróbuję wyjaśnić kilka z przedstawionych wcześniej dziwów.
Ten wielki Księżyc, kiedy wschodzi lub zachodzi to nie jest wyjątek. Na wyspie Capri na morzu Śródziemnym rolnicy wychodzą latem, po pracy, na wysoki brzeg morza i podziwiają zachód ogromnego słońca. Jeśli jest szczególnie ładny, to klaszczą w dłonie jak w teatrze. Wiele lat temu, gdy nie było jeszcze telefonów komórkowych, zrobiłem serię zdjęć zachodzącego słońca na Capri. Po powrocie do domu, gdy wywołałem kliszę i zdjęcia, mój zawód był przeogromny, bo słońce było normalne. Urocze, ale całkiem małe. Jak co dzień.
To wszystko można wyjaśnić w oparciu o fakty sprzed 500 milionów lat. Wtedy na Ziemi nie było ludzi, nawet ssaków ani dinozaurów. Nasi przodkowie, wyglądający tak, jak żaby albo traszki grzebieniaste albo jaszczurki, mieli problem. Jeśli zobaczyli jakieś zwierzątko, to mieli do wyboru dwie taktyki, albo dogonić i zjeść, albo zwiewać, by nie zostać zjedzonym. Kiedy zwierzątko było małe to gonimy, a jak duże to zwiewamy.
Ale ocena co jest małe, a co duże dla osobników o mózgu wielkości orzecha nie jest tak całkiem prosta, bo lew odległy o 100 metrów zajmuje na siatkówce oka mniej miejsca niż królik odległy o 2 metry. Wtedy królików ani lwów co prawda nie było, ale chodziło mi tu jedynie o łatwy do wyobrażenia sobie przykład.
Większe szanse na przeżycie miały osobniki, u których obróbka obrazów z oka miała zainstalowany program stwierdzający, że jeśli coś jest dalej, to jest większe, niż to by wynikało z powierzchni zajmowanej na siatkówce.
Przeżywali tylko ci, których wzrok kłamał i powiększał to, co jest dalej. A my jesteśmy potomkami tyko tych, podkreślę tylko tych, co przeżywali. I tak do dziś.
Jeśli księżyc wschodzi, to pomiędzy nami a nim jest pełno szczegółów, takich jak domy, drzewa, wzniesienia i tak dalej. Wydaje się nam, że jest wtedy dalej, niż wtedy, gdy jest na czubku nieba i od niego nie oddziela nas nic. My postrzegamy nieboskłon jako półkulę na którą ktoś nadepnął. Nieprawdaż?
Program obróbki obrazów działa tak samo jak u naszych przodków i stąd to wrażenie, że Księżyc jest większy niż jest.
Nie wierzycie? To zróbcie eksperyment. Pożyczcie od dziecka cyrkiel i gdy księżyc jest wielki, zmierzcie go rozstawiając nóżki cyrkla, tak by obejmowały jego średnicę. Ręka musi być oczywiście wyciągnięta. Potem zostawcie rozwarty cyrkiel na parę godzin i powtórzcie eksperyment, gdy jest on wysoko.
Przywykliśmy mówić: „Widziałem to na własne oczy”, co ma być świadectwem prawdy. Tymczasem nasz wzrok to pospolity, notoryczny kłamca. To co dla kobiety jest różowe, dla jej partnera może być fioletowe. Podobnie z granatowym i niebieskim. Kobiety co prawda solidarnie nazywają kolory. Wszystkie mają takie samo zdanie, że to powiedzmy seledynowy. Natomiast faceci różnią się od kobiet w tym względzie, a także między sobą. Dla nich seledynowy to może być żółty, seledynowy albo nawet zielony.
Postrzeganie kolorów jest dość niedawną zdobyczą ewolucji i dlatego w jego mózgowym oprogramowaniu pojawiają się błędy. Postrzeganie kolorów jest zapisane głównie w genie X.
Mężczyźni mają po jednym genie X. Jeśli więc w programie do postrzegania kolorów pojawi się błąd, to umarł w butach, facet widzi wszystko kaprawo. Natomiast kobiety mają po dwa geny X i jeśli w jednym z nich pojawi się błąd, to może być on skorygowany przez drugi gen X.
Kiedy będziecie w Warszawie, to przejedźcie się estakadą przy Dworcu Centralnym w kierunku Żoliborza, czyli na północ. Zanim dotrzecie do ronda ONZ, to po prawej stronie pojawią się dwa seledynowe budynki z minionej epoki. Pierwszy z nich rozszerza się delikatnie ku górze niczym puchar. Ściana drugiego budynku przechyla się zaś w stronę ulicy Jana Pawła, tak jakby za chwilę miała się zawalić.
Kiedyś tak nie było. Oba efekty pojawiły się dopiero po wybudowaniu w okolicy wielkiego budynku Deloite, który sprawia wrażenie, jakby zwiał z pobliskiego Muzeum Sztuki Współczesnej. Nie uświadczysz w nim pionów. Ale jest duży i dlatego wzrok uważa go za wzorzec. Wzorzec jest krzywy, więc to co proste wydaje się krzywe. A tak ufaliśmy naszym oczom.
Małe dziecko zaraz po urodzeniu nic nie widzi. Słowo honoru. Obraz na siatkówce pojawia się normalnie. Jest on przekazywany do mózgu, ale mózg nie wie co z tym zrobić. Musi się tego dopiero nauczyć, poprzez korelację z innymi zmysłami, co trwa parę miesięcy. Jeśli dziecko przez pierwsze pół roku życia przebywa w ciemności, to będzie niewidome do końca swoich dni.
Na ludziach takich eksperymentów się nie robi, ale w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku robiono eksperymenty na ssakach. Jeden z nich opiszę. Urodziło się sześć kotków. Dwóm zawiązano wstążeczki na przednich, a dwóm na tylnych łapkach, aby je odróżniać.
Trzymano je w kompletnej ciemności, ale co kilka godzin zabierano dwa z nich do pokoju, w którym były pionowe pasy i zapalano światło. Dwa dalsze zabierano do pokoju z poziomymi pasami. A pozostałym dwóm zapalano światło w normalnym pokoju i w dodatku w towarzystwie matki.
Trwało to kilka tygodni, po których wszystkie kotki poddano badaniom. Wyglądało na to, że te ostatnie dwa kotki widziały wszystko normalnie. Natomiast te którym zapalano światło w pokoju z pionowymi pasami widziały tylko pionowe fragmenty naszej rzeczywistości. Jeśli małemu kotkowi rusza się przed nosem patyczkiem, to kotek reaguje i zaczepia patyczek łapką. Kiedy zaś ustawiano patyczek poziomo, to kotek sprawiał wrażenie, że patyczek mu zniknął. Te z pokoju z poziomymi pasami widziały tylko rzeczy poziome. Potraficie to sobie wyobrazić? Jeśli tak, to nie umywam się do Was.
Ta nauka widzenia wynika stąd, że nie wszystko da się zapisać w genach. Ilustruje to niewiarygodny eksperyment z tamtych lat, choć nie dotyczy on wzroku.
Po wykluciu się z jajka mała kaczuszka ma wiele umiejętności zapisanych w genach. Ale nie da się zapisać w genach, jak ma ona odróżnić matkę od innych kaczek.
Do tego służy program, który każe małej kaczuszce podążać za przedmiotem wielkości kaczki i na naukę ma jedynie pierwsze 22 godziny po wykluciu się. Program mówi, że twoją matką jest przedmiot za którym podążasz przez ten krótki czas po urodzeniu. Jeśli kaczuszkę odłączymy od matki i będziemy przy niej przesuwać piłkę futbolową, to będzie ona podążać za piłką i potem do końca życia będzie uważać tę piłkę za swoją matkę.