Biblia jakiej nie znacie

Rzadko kto czyta biblię z własnej inicjatywy. Stary testament znamy z tego, co usłyszeliśmy na religii lub na ambonie.

A to szkoda, bo jesteśmy w ten sposób narażeni na manipulację.

Jeśli nie wierzycie, to przeczytajcie poniżej o Lilith i „Co jest w biblii o czym nie wiecie”.

Zobaczycie, że warto.

Lilith

Stary testament w biblii został napisany między XIII a V wiekiem przed naszą erą. Podobno przez Mojżesza, a potem przez osoby natchnione przez Stwórcę. Ale zarówno w trakcie pisania, jak i potem była ona cenzurowana i przeredagowywana.

Robiły to osoby niezbyt inteligentne i ślady tej cenzury są bardzo łatwe do odkrycia.

Proponuję byście zabawili się ze mną w detektywa.

Weźcie biblię (u mnie to jest Biblia Tysiąclecia) i otwórzcie ją na samym początku: Księga Rodzaju, rozdział 1, wiersz 27: „Tak stworzył Bóg człowieka na swe wyobrażenie, na wyobrażenie Boga go stworzył; stworzył mężczyznę i niewiastę”

A pół strony dalej w rozdziale 2, wiersz 18: „Potem Jahwe Bóg rzekł: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”.

Potem, ciągle rozdział 2, wiersze 21 i 22, Jahwe uśpił Adama i z jego żebra zbudował niewiastę.

No dobrze, a co z tą niewiastą, stworzoną w rozdziale 1, wiersz 27?

Na dodatek kiedy Adam się wybudził i zobaczył tę nową niewiastę, powiedział: „Ta dopiero (chyba w przeciwieństwie do tej poprzedniej) jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się nazywała niewiastą”.

Nie zamieniliście się w znak zapytania?

Ta pierwsza nazywała się Lilith. Wiemy to z tradycji żydowskiej, bo tradycji nie daje się ocenzurować.

Lilith mogłaby być ikoną kobiecych ruchów, dążących do równouprawnienia kobiet. Mówiła: „Skoro Bóg stworzył mnie, tak samo jak Adama, to dlaczego ja mam być mu posłuszna?”

Może troszkę przesadzała, bo w nocy też nie chciała leżeć na spodzie.

Adam się skarżył się Bogu. Ten stawał po jego stronie, aż w końcu Lilith się wkurzyła i porzuciła obu panów.

Ponieważ w przeciwieństwie do Adama nie zjadła potem jabłka z drzewa wiadomości dobrego i złego, Lilith jest ciągle nieśmiertelna.

Jej imię zostało też raz przeoczone przez cenzora i pojawia się ono w Księdze Izajasza (rozdział 34, wiersz 14). No ale tam to jest już ona demonem.

Co jest w biblii, o czym nie wiecie

Chrześcijanie wierzą, że wszechmogący Bóg jest dobry, łagodny, miłosierny, sprawiedliwy, skłonny do wybaczania i nie jest mściwy. Większość z tych cech można bez wątpienia przypisać Jezusowi Chrystusowi.

Ale czy Bóg Jahwe jest miłosierny? Jeśli tak, to dlaczego nie pozwolił Mojżeszowi wejść do Ziemi Obiecanej, tylko dlatego, że ten przed trzydziestu laty uderzył laską w skałę dwa razy, a Jahwe polecił mu stuknąć tylko raz.

A żonę Lota zamienił w słup soli tylko za to, że się obejrzała, a nie powinna była. Czy tak postępuje ktoś miłosierny? Gdyby nie był małostkowy, to by przecież machnął ręką na takie drobne przewinienia.

Czy Bóg jest sprawiedliwy? Jeśli tak, to dlaczego ukarał faraona za to, że ten nieświadomie sypiał z Sarą, żoną Abrahama, sutenera, który na jej wdziękach postanowił się wzbogacić. W dodatku sutener wyszedł z tej historyjki bez żadnego uszczerbku, tylko dlatego, że Jahwe go lubił. Szczegóły w dalszej części tej opowiastki.

Poza tym:

Sławny król Dawid uwiódł Betszebę, żonę Uriasza Hetyty, który był żołnierzem i walczył dzielnie na wojnie w obronie Izraela. Kiedy Betszeba zaszła w ciążę, król Dawid sprowadził Uriasza do domu, by można mu było przypisać wcześniaka, a gdy ten nie chciał się przespać z żoną, bo na to nie pozwalało izraelskie prawo, to król Dawid wysłał go z powrotem na wojnę z listem do dowódcy, by posłano go tam, skąd nie ma powrotu. Sprawiedliwy Jahwe nie mógł jednak zostawić tej niegodziwości bez reakcji i w ramach kary uśmiercił… No kogo? No, w życiu nie zgadniecie kogo…, no… oczywiście tego, poczętego nielegalnie noworodka… A co na to wierna Chrześcijanka pani Godek?

Następny noworodek, poczęty już po śmierci Uriasza był OK. Nosił imię Salomon. Tak, tak ten Salomon.

Czy Bóg Jahwe jest wszechmogący? Jeśli jest, to dlaczego nie uratował od okrutnej śmierci swojego jedynego syna, Jezusa? Przecież wszechmogącemu wystarczyłoby pstryknąć palcem.

Bezdusznie patrzeć na śmierć własnego syna mógł jedynie okrutny zboczeniec bez serca. Że ta śmierć była niezbędna do odkupienia grzechów ludzkości? A kto to ustanowił, że była niezbędna? A nawet jeśli tak ustanowiono, to wszechmogący mógł to przecież zmienić! Czy ja źle rozumiem znaczenie słowa wszechmogący?

Jeżeli w tej chwili Ktoś z Państwa poczuł gniew, to proszę, niech skończy czytać, bo dalej nie będzie lepiej, a na dodatek może to dla mnie się źle skończyć.

Przecież w ciągu ostatniego półtora tysiąca lat Chrześcijanie zamordowali więcej ludzi niż wyznawcy jakiejkolwiek innej religii, islamu nie wyłączając. Miliony Indian, Afrykańczyków,… Słowian, Celtów, Żmudzinów, Germanów, a także Hugenotów, Husytów, Muzułmanów, czy też… czarownic. Teraz co prawda Chrześcijanom ten morderczy zapał jakby przeszedł, a Muzułmanom ciągle nie przeszedł. Brawo Chrześcijanie.

Jeżeli Wasz gniew jest umiarkowany, to proszę, weźcie Biblię i przewertujcie jej Księgi. Nie proponuję czytać całości, bo to zajęcie emocjonujące niczym obserwowanie rosnącej trawy, ale przeglądając ją, można znaleźć fragmenty na prawdę szokujące. Jeśli nie macie czasu, to proponuję kilka, trzeba przyznać tendencyjnie wybranych, fragmentów.

Bóg stworzył świat w ciągu sześciu dni. Tego w samej Biblii nie ma, ale według żydowskich autorytetów religijnych zaczęło się to wszystko w niedzielę 7 października 3761 roku przed naszą erą. Czyli niecałe 6 tysięcy lat temu, cztery tysiące lat przed Chrystusem. Ostatecznie skądś się wzięło w kolędzie to: „Ach, witaj, Zbawco, z dawna żądany, cztery tysiące lat wyglądany”. W niektórych parafiach śpiewają: „wiele tysięcy lat wyglądany”, co w niczym nie poprawia sytuacji, bo powinno być 13 miliardów lat wyglądany, ale to by brzmiało zabawnie. Nasz świat trwa dużo dłużej niż sześć tysięcy lat. Nie dwa razy dłużej, nie dziesięć razy, ani nawet nie tysiąc razy, ale ponad dwa miliony razy dłużej!!!

Aby ratować ten przekaz o sześciu dniach ustalono, że jest to rodzaj alegorii i w rzeczywistości każdy dzień stwarzania trwał miliony, a nawet miliardy lat. No i w sumie trzymałoby się to kupy, gdyby nie to, że pierwszego dnia: „Stworzył Bóg niebo i ziemię. Potem rzekł: niechaj stanie się światłość.” Dla mnie nie jest jasne, co to za światłość, bo słońce zostało stworzone dopiero czwartego dnia. A rośliny trzeciego, też przed słońcem, co brzmi jak żart. Ta kolejność stwarzania, z punktu widzenia nauki to jedna, wielka porażka. O tym jak to było naprawdę opowiadam w tekście zatytułowanym: „Krótka historia wszystkiego.” W dziale „Wszechświat”.

Teraz, aby na chwilę zmniejszyć napięcie, anegdota o Noem. Tym, który w arce uratował się przed potopem. W tym miejscu, w ramach dygresji, może warto dodać, że potop jest faktem historycznym i wydarzył się około 1840 lat przed biblijnym stworzeniem świata.

Noe, jak mówią na Szmulkach, „lubiał wypić” i kiedyś, gdy leżał pijaniutki nago na środku namiotu, jego najmłodszy syn Cham zobaczył go i zaczął się z niego naśmiewać. Starsi synowie, Sem i Jafet weszli tyłem do namiotu i z czcią przykryli kocem gołego tatusia, a gdy ten wytrzeźwiał naskarżyli na Chama i wtedy Noe wyklął najmłodszego syna.

Kiedy kilkadziesiąt lat temu byłem studentem, przy ognisku śpiewało się o tym piosenkę, której fragment brzmiał: „Z powiastki tej wynika więc, ten morał dla narodu, że kto z pijaka śmieje się, ten jest… chamskiego rodu.”

Synem Chama był Kanaan, jak samo imię wskazuje, praojciec Kaananejczyków.

Jeden z ojców narodu izraelskiego Abraham, przebywał wiele lat później w krainie Kanaan. To brzmi z pozoru niewinnie. Ale kraina Kaanan znajdowała się środku tak zwanego Żyznego Półksiężyca. To obszar od Egiptu, przez dzisiejszy Izrael, Syrię aż do Iraku. Jest to miejsce, gdzie najwcześniej na świecie ludzie zaprzestali koczownictwa i ponad 10 tysięcy lat temu zaczęli uprawiać rolnictwo. Dziś to niezbyt urodzajne ziemie, ale wtedy, kiedy lody dopiero opuszczały północną Europę, w Żyznym Półksiężycu panował klimat śródziemnomorski, a Saharę porastała trawa.

Abraham był koczownikiem! Koczownikiem w rolniczej krainie, gdzie pozostali mieszkańcy w pocie czoła uprawiali swoje poletka i hodowali zwierzęta domowe. Koczownik w rolniczej krainie, to inaczej mówiąc bandyta, łupiący dobra rolników i wypasający własne stada na ich poletkach.

Jak napisano w Biblii, „kiedy zaś nastał ciężki głód w krainie Kanaan” i (w domyśle) nie było co rabować, Abraham ruszył do Egiptu. Zwiadowcy donieśli mu jednak, że w Egipcie nie da się działać tak jak w Kanaan, bo Egipt jest zbyt potężny i jego mieszkańców chroni silne państwo.

Abraham był przezornym przywódcą. Kazał więc wszystkim mówić, że jego żona, piękna i młodziutka Sara, to jego siostra. Po przybyciu na miejsce, umieścił ją na dworze faraona. Co tam robiła, jak twierdzą znający Biblię na wylot, Świadkowie Jehowy, nie wiadomo. Tak twierdzą ich doktorowie, że nie wiadomo. W każdym bądź razie Abraham za to, co tam robiła Sara „otrzymał (cytuję) owce i woły, osły, sługi i niewolnice oraz oślice i wielbłądy”. Tak jest dosłownie napisane w biblii.

W Biblii kilka razy przy wymienianiu różnych dóbr, oddziela się osły od oślic, albowiem u ludów pasterskich oślice są szczególnie cenne, bo w przeciwieństwie do owiec, do których trzeba się schylać, czy też wielbłądzic, do których trzeba drabiny, owce mają otwór na właściwej wysokości.

Wracając do historyjki o Abrahamie, sprawiedliwy Jahwe nie był jednak zadowolony z egipskiej działalności Sary i ukarał… No, nie zgadniecie kogo. Ukarał… no… faraona.

Jakiś czas potem Abraham usiłował powtórzyć numer z Sarą u Abimeleka, króla Geraru, ale się nie udało, bo pewnie Sara nie była już taka świeżutka, jak w Egipcie.

Egipcjanie, aby uniknąć kłopotów, tak naszpikowali Sarę środkami antykoncepcyjnymi, że potem przez ponad 70 lat była ona bezpłodna.

Kiedy Sara skończyła 80 lat, ciągle bez potomka, zdała sobie sprawę, że jeśli Abraham umrze pierwszy, to krewni rozdrapią jego majątek, a jej dadzą w łeb lub zrobią coś równie atrakcyjnego.

Podsunęła więc mężowi swoją niewolnicę Hagar, a ta szybko stała się brzemienną i urodziła syna Izmaela.

Malutkie dziecko w otoczeniu bezpłodnej kobiety sprawia czasem cuda i ponaddziewięćdziesięcioletnia Sara też w końcu zaszła w ciążę. Kiedy ja byłem małym chłopcem, nasi sąsiedzi, po wielu, wielu latach bezowocnych prób, zdecydowali się wziąć z domu dziecka dwuletnią dziewczynkę i wtedy to sąsiadka, niespodziewanie zaszła w ciążę. Pamiętam im to do dziś, bo oni oddali tę malutką z powrotem do bidula.

Sara urodziła Izaaka, ale tak czy owak to Izmael był pierworodnym synem Abrahama. Na dodatek Hagar zachowywała się skandalicznie, dając Sarze na każdym kroku odczuć, że to ona jest matką pierworodnego. To było nieostrożne, bo przecież była ciągle niewolnicą Sary. I ta w końcu wygnała ją wraz z Izmaelem na pustynię.

Bóg Jahwe uratował Hagar z synkiem od śmierci i jak wierzą Arabowie Izmael jest ich wszystkich praojcem. (Tak jest napisane w koranie.)

Kilka lat potem wszechwiedzący Bóg nie był pewien, czy Abraham boi się go, a Jahwe nie znosił tego, że ktoś się go nie boi. W ramach próby kazał ojcu ofiarować Izaaka i spalić jego trupa na ołtarzu. No i wyobraźcie sobie, ten cały Abraham chciał to zrobić!!! Dopiero wysłany przez Boga anioł powstrzymał w ostatniej chwili podniesioną jego ojcowską rękę z nożem nad związanym na ołtarzu synkiem.

Izaak nie był tak mały, żeby nie wiedzieć, co się dzieje. Myślę, że potem przez lata moczył się w nocy i zrywał z krzykiem ze snu. Ale i tak miał więcej szczęścia niż córeczka Jeftego, której nawet imienia nie znamy.

Jefte walczył z Ammonitami bez sukcesów. Ale przypomniał sobie kiedyś, że Jahwe uwielbia smród palonych na ołtarzu ludzkich zwłok. Obiecał więc Bogu, że jak ten pozwoli mu wygrać, to on złoży całopalną ofiarę z pierwszej osoby, którą spotka po powrocie z wojny do domu.

Na spotkanie wracającego z wojny tatusia wybiegła jego córeczka. Przed śmiercią wybłagała jeszcze ojca, aby ten dał jej dwa miesiące, żeby mogła opłakać swoje dziewictwo. W tym celu zebrała swoje koleżanki i razem udały się w góry, gdzie… opłakiwały. Być może jacyś pastuszkowie im pomagali w tym opłakiwaniu. Choć tych pastuszków, prawdę powiedziawszy, nie ma w biblii. Ale reszta jest. Sprawdźcie imię Jefte w internecie. Tam będą odnośniki, gdzie to znaleźć, jeśli nie wierzycie. Ja bym nie uwierzył, gdybym tego nie przeczytał na własne oczy.

Potem tatuś zarżnął córeczkę i usmażył jej zwłoki. W tym przypadku jednak żaden anioł nie powstrzymał jego ręki. No ale o co chodzi? Przecież to tylko dziewczynka.

A teraz z innej beczki.

Mianowicie,… kiedyś Bóg zachwycał się Hiobem, który: (cytuję) „jest jak nikt sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający grzechu ”. Szatan podpuścił wtedy Boga, mówiąc, że to dlatego, bo sprzyja on Hiobowi, jak nikomu innemu i dzięki temu jest Hiob zdrowy, ma liczną rodzinę oraz ogromne bogactwa. To co ma go nie czcić?

Uradzili we dwóch, że w ramach próby, szatan może pozbawić Hioba całego jego majątku, a także zamordować wszystkie jego dzieci, siedmiu synów i trzy córki. A co?

I tak się stało. Hiob wtedy ogolił głowę, rozdarł szaty i rzekł: ”nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę”. To znaczy do łona? Tego nie rozumiem. Ale niech tam.

Tak czy owak w całej tej rozpaczy Hiob znowu nie zgrzeszył i w swej naiwności nawet nie przypisywał wszechmocnemu Bogu żadnych nieprawości.

Podczas drugiej rozmowy z szatanem Bóg triumfował i jeszcze bardziej zachwycał się Hiobem. Szatan wtedy odpowiedział Jahwe, że potrzebna jest jeszcze jedna próba, w której Bóg „dotknie ciała Hioba i jego kości”. W efekcie Hiob zachorował na trąd. A mimo to nadal nie dał się sprowokować do grzechu.

Wtedy szatan uznał się za pokonanego, a Jahwe przywrócił Hiobowi zdrowie, majątek, a także narodziła mu się dziesiątka nowych dzieci. Siedmiu synów i trzy córki. Jak poprzednio. A co z tymi zamordowanymi? A co tam. Przecież to tylko dzieci.

Księga Hioba została napisana, by udowodnić, że jeśli ktoś doznaje wszelkich możliwych nieszczęść, to nie musi być to kara za jego grzechy. Może to być po prostu taki kaprys Jahwe, albo zakład lub coś w tym stylu. Fajnie?

Chrześcijanie wierzą, z niezrozumiałego dla mnie powodu, że Jahwe jest jedynym Bogiem na Ziemi, a także w Układzie Słonecznym, Naszej Galaktyce i tak dalej. Nie rozumiem skąd to przekonanie, bo Jezus nic o tym nie mówił. On wiedział, że tak jak to napisano wiele razy w starym testamencie, Jahwe jest jedynym Bogiem Izraelitów. I tylko Izraelitów. Inne narody mają swoich Bogów. Imiona niektórych z nich można też znaleźć w Biblii. Baal, Balaam, Asztoret, Kemosz i Moloch. Nie budzili oni zachwytu wśród autorów starego testamentu, ale też nikt nie negował ich istnienia. Pierwsze przykazanie dekalogu brzmi przecież: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną.” Czyli, że jacyś są!

Ale nawet Żydom z trudem przychodziła wiara w to, że ich Bóg jest tylko jeden. Kiedy Mojżesz zniósł tablice dekalogu po 30 dniach wykuwania ich na górze Synaj, zobaczył, że Żydzi mają już innego Boga i wyznają go, śpiewając wokół jego posągu. Miał on postać cielca, cokolwiek by to znaczyło.

Żyjący trzysta lat po Mojżeszu Salomon wybudował co prawda wspaniałą świątynię jerozolimską dla Jahwe, ale też budował wiele ołtarzy dla innych Bogów, aby usatysfakcjonować swoje liczne cudzoziemskie małżonki. Jahwe co prawda protestował, ale Salomon był tak potężnym władcą, że mógł Boga olewać. Jahwe zemścił się dopiero na wnuku Salomona. Na synu nie mógł, bo by wtedy został w ogóle bez wyznawców.

W Biblii imię Jahwe występuje od samego początku, ale jest to swego rodzaju nadużycie, bo Adam, Noe, a nawet Abraham nie mogli znać tego imienia. Tak naprawdę to dopiero Mojżesz, żyjący 800 lat po Abrahamie, zapytał Boga jak ten ma na imię. Otrzymał odpowiedź, którą można przetłumaczyć jako „jestem kim jestem” co brzmi po aramejsku jak Jahwe. Gdybym dziś zapytał kogoś, jak on się nazywa i otrzymałbym odpowiedź „jestem kim jestem”, to bym się poczuł tak, jakby ten powiedział mi fuck off. No cóż. Może to kwestia tłumaczenia.

Jako młody człowiek chodziłem na lekcje religii na plebanię. Mieliśmy wspaniałego katechetę. Był tylko o parę lat od nas starszy, ale był świetnie wykształcony, nie tylko w dziedzinie religii. Na lekcjach dyskutowaliśmy o sprawach związanych z religią. Choć każdy z nas mówił co chce, ale to jednak katecheta tak umiał poprowadzić dyskusję, że zawsze wychodziło na jego.

Poza tym to było w czasach, kiedy zdobycie paszportu było prawie niemożliwe, a on jeździł po świecie i przywoził z niego winylowe płyty. Innych wtedy nie było. Ale nie jakieś tam Requiem Mozarta, tylko: The Led Zeppelin, Deep Purple, czy Pink Floyd. Każda z nich kosztowała więcej niż miesięczna pensja mojego ojca.

Na trzy miesiące przed moją maturą wysłano naszego katechetę na studia do Belgii, a na jego miejsce przyszedł staruszek, który na pierwszej lekcji powiedział: „A teraz weźmiemy sobie siedem dowodów na istnienie pana Boga”. Wtedy wstała Ania i mówi: „Jakby choć jeden tych dowodów, o których ksiądz nam powie, był wart funta kłaków, to byłaby to śmierć naszej wiary, bo my mamy wierzyć, a nie wiedzieć.” Na to ksiądz: „Siadaj gówniaro!” I od tej pory liczba jego uczniów zaczęła gwałtownie maleć. Ja też z tego powodu nie mam matury z religii.

W tamtych czasach Kościół był oazą wolności na komunistycznej pustyni. Nic więc dziwnego, że jako dwudziestolatek byłem żarliwym katolikiem, pomimo tego katechety staruszka.

Dwadzieścia lat potem podczas rozmowy z moimi dziećmi, wyedukowanymi religijnie w szkole, zorientowałem się, że ich wiedza na ten temat, to mniej więcej 10% mojej.

A jeszcze następne dwadzieścia lat potem pojechałem na trzy tygodnie do Jordanii. Żyłem tam jak Jordańczyk, zwiedzałem i dużo rozmawiałem z miejscowymi. Jordania to teren, na którym rozgrywało się wiele wątków Biblii. Podczas całego pobytu ciągle coś mi się nie zgadzało. Postanowiłem to sprawdzić po powrocie. No i efekt tego sprawdzania usłyszeliście Państwo przed chwilą.

Kiedyś Hassan, brat naszego jordańskiego sąsiada, zawiózł nas na górę Nebo. Od strony Jordanii można tam wjechać samochodem, a od strony Izraela jest przepaść. Góra Nebo to miejsce, z którego Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną i tam umarł, bo Jahwe chciał go w ten sposób ukarać za dwukrotne stuknięcie laską.

Kiedy, stojąc na górze oglądaliśmy tę Ziemię Obiecaną, nasz przewodnik zaczął swoją opowieść… Myślicie, powiedział, że Ziemia Obiecana była pusta, gdy tu dotarli Izraelici? Otóż, była ona zamieszkana przez wywodzących się tak jak Żydzi od Noego Kaananejczyków oraz Filistynów, którzy w spokoju uprawiali sobie ziemię i hodowali domowe zwierzęta. Nie mieli nic przeciwko Izraelitom, którzy chcieli się tu osiedlić. (Tak samo jak 2 500 lat potem Polacy przyjęli prześladowanych gdzie indziej Żydów.)

Po czterdziestu latach na pustyni nie było znowu tych Izraelitów tak wielu. Ale w nowych, doskonałych do życia warunkach, przybysze zaczęli mnożyć się bez opamiętania i wkrótce zaczęło brakować miejsca dla wszystkich. Wtedy Izraelici wymordowali swoich gościnnych gospodarzy. Dowodził nimi Jozue, przy którym Adolf Hitler to pensjonarka. Kiedy pod jego dowództwem zdobyli Jerycho, wymordowali wszystkich mieszkańców, nie oszczędzili nawet kobiet w ciąży, noworodków i kilkuletnich dziewczynek. A potem wymordowali wszystkie zwierzęta domowe, nie wyłączając psów ani kotów.

Potem zaatakowali Filistynów. Każdy pamięta pojedynek Dawida z Goliatem, ale wbrew Biblii, to Goliat był obrońcą swojej ojczyzny, a Dawid walczył w szeregach najeźdźców.

Kiedy 3200 lat potem moja babcia chciała mnie ukarać mówiła: „Ty Filistynie jeden!” Oto co znaczy dobra propaganda. Chrześcijanie jakimś cudem wierzą, że wszechmogący Bóg jest dobry, łagodny, miłosierny, sprawiedliwy, skłonny do wybaczania i nie jest mściwy.

A tymczasem, jak widzieliśmy:

biblijny Jahwe, ojciec Jezusa nie jest ani wszechmogący, ani dobry, ani łagodny, ani miłosierny, ani sprawiedliwy w naszym rozumieniu tego słowa, poza tym nie wybacza i jest mściwym, okrutnym, małostkowym zazdrośnikiem i mizoginem.


Przewijanie do góry